Szłyśmy z Clarisse przed siebie bez słowa, kiedy w końcu zagadnęłam.
- O co chodziło ci z tym "zobaczymy czy nr. 5 cię przyjmie"?
Dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo.
- Och, to nic takiego - odparła beznamiętnym tonem. - Jeśli jesteś taka jak my to się wpasujesz.
Taka jak my? O czym ona gada?
- Ale jestem córką Aresa, tak? - to wszystko zdawało się coraz dziwniejsze.
Clarisse westchnęła.
- Tak, ale to czy masz jego cechy to rzecz ważna.
- Masz na myśli o tym, że mam dręczyć słabszych, przeciwstawiać się w ogóle? - uśmiechnęłam się promiennie. - To mi się podoba.
Dziewczyna także się uśmiechnęła.
- Myślę, że cię polubią - stwierdziła i nagle zatrzymała się w pół kroku.
- Co się stało? - spytałam z lekkim niepokojem.
- Nie oprowadzili cię jeszcze po obozie, mam rację?
Potrząsnęłam głową.
- Nie.
- To chodź - pociągnęła mnie w druga stronę i zaczęła oprowadzać wszystko opisując (ale niebyt szczegółowo za co byłam jej wdzięczna). Na sam koniec pojawiłyśmy się przy ognisku.
- Każdy domek ma swój stolik - powiedziała. - Zawsze przed kolacją wrzucamy do ogniska ofiary z jedzenia.
Kiwnęłam głową na znak , że rozumiem. Clarisse podała mi puszkę coli (chyba ja wyczarowała). Wzięłam długi łyk i w końcu nawilżyłam osuszone gardło. Odwróciłyśmy się i wtedy wpadła na mnie taka dziewczyna, a ja zostałam oblana colą.
- Odbiło ci?! - wydarłam się z nią. - Uważaj jak łazisz miernoto.
Pchnęłam ją w tył. Ta straciła równowagę i upadła na ziemię. Zaczęłam odchodzić z Clarisse, ale tamta coś do mnie wrzasnęła.
<Emma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz