sobota, 31 stycznia 2015

Od Kelly Cd Melisa

Zatracałam się w ciemności coraz bardziej i bardziej.
- Zostaniesz tu na zawsze - powiedział jakiś głos.
- Już się stąd nie wydostaniesz - zamruczał inny.
Głosy dobiegało ze wszystkich stron w ciemności.
- Nigdy nas nie opuścisz...!!!! - zawyły przeciągle.
Wtedy otworzyłam oczy i usiadłam. Ten nagły ruch przypłaciłam bólem głowy i potwornymi mdłościami. Chwyciłam się za głowę i gdy prawie zwymiotowałam zobaczyłam siedzącego na podłodze Ethana. Wyglądał na zmartwionego.
- Hej - przywitałam się z nim przełykając pawia. Wtedy zauważyłam, że oprócz nas jest tu ktoś jeszcze. Jakaś dziewczyna.
- Cześć Kels - odparł i uśmiechnął się przelotnie. - Kelly to jest Melisa - wskazał na dziewczynę.
- Witaj - pomachała mi. - Fajnie cię w końcu poznać. Ethan martwił się o ciebie - mrugnęła porozumiewawczo.
Nastała chwila ciszy. Wtedy Ethan jakby sobie coś przypomniał.
- Biegnij po Chejrona - nakazał Melisie.
Dziewczyna kiwnęła głowa i wybiegła.
- W końcu się obudziłaś - powiedział chłopak przerywając ciszę, która nastała ponownie. - Naprawdę się o ciebie martwiłem.
Zaskoczyły mnie te słowa. Nikt nigdy się o mnie ni martwił. Nawet mama.
- Nie znasz swojego ojca, prawda? - spytał zmieniając temat.
Opowiadałam mu już kiedyś, że mam tylko matkę. No i przybranego ojca. I przybrane rodzeństwo. Potrząsnęłam głową.
- Nigdy go nie spotkałam, a matka nie chciała o nim opowiadać - odparłam. - Zawsze jak o niego pytałam to krzyczała po mnie. Jedyną osobą, która coś mi o nim powiedziała był Eric. Mój ojczym. To on tak naprawdę się mną zajmował. Kochałam go jak własnego ojca. Ale nim nie był.
- Być może cię rozumiem - Ethan uśmiechnął się lekko. - Ja miałem trochę inaczej, ale...
- Mówiłam żebyś tu nie przychodziła Clarisse! - krzyknęła Melisa.
- Później ci opowiem - obiecał chłopak i odwrócił się.
Spojrzałam na wejście. Stała tam Melisa, lepiej zbudowana od niej dziewczyna, którą nazwała Clarisse i... centaur. Tak. Centaur we własnej osobie.
- Dobrze się obudziłaś - powiedział i uśmiechnął się, ale na jego twarzy malowała się troska. - Martwiliśmy się o ciebie.
Dziewczyna imieniem Clarisse podeszła bliżej i zaczęła mnie uważnie obserwować.
- Hm - mruknęła i podniosła wzrok na moją twarz. Na jej odmalowało się coś pomiędzy zdumieniem, gniewem i czymś jeszcze.
Podobne emocje były na twarzach reszty - ale bez uczucia gniewu.
- Co? - spytałam i spojrzałam nad siebie. Zauważyłam tylko jakiś rozmazujący się obraz.
- Zostałaś uznana - wymamrotał Ethan.
- Hę? - nie rozumiałam o co chodzi.
- Witaj w Obozie Herosów, siostro - powiedziała Clarisse. - Trzymaj kciuki by domek numer 5 cię przyjął.
Rzuciłam zdezorientowane i równocześnie pytające spojrzenie na Melisę by mi to wytłumaczyła.

<Melisa?>

środa, 28 stycznia 2015

Od Melisy Cd. Ethana

- Ethan!- Satyr zerwał się na nogi (?) i pobiegł za chłopakiem.
- Zostańcie tutaj. - Poleciłam nowym półbogom, po czym również zaczęłam biec.
- Ethan!- Zawołałam,  mijając jakieś dziewczyny. Chyba od Aresa. Po chwili dogoniłam Jacka,  oddychając szybko. Satyr przyśpieszył,  równając się z Ethanem. Nagle zatrzymali się oboje. Wpadłam na syna Ateny,  przewracając go.
- Odwaliło ci?!- Wydarłam się na niego,  wstając na nogi.
- A może to wam coś się w głowach poprzestawiało?- Spytał, również wstając. - Przyjaciele umierają,  praktycznie na naszych rękach. Skąd wiesz,  czy nie będziesz następna? Albo...
- Spisałeś Kelly na straty. - Przerwałam mu chłodno. - Życie to twój dar. Masz go szanować. - Dźgnęłam go w pierś. - Nie możesz tak mówić jasne?- Burknął coś w odpowiedzi. - Już skończ być na wszystkich wielce obrażony i chodź zobaczyć co z Kelly. - Westchnęłam,  ściągając okulary,  które pękły przy upadku. - Fajnie. -Mruknłęam,  chowając je do kieszeni.
- Widzisz coś?- Zdziwił się satyr, dreptając koło nas.
- Tak. To zerówki. Miałam wadę parę lat temu,  ale wyleczyła się. Noszę je z przyzwyczajenia. - Resztę drogi przemilczeliśmy. Na werandzie Wielkiego Domu stał Chejron,  śledząc nas wzrokiem. Ethan od razu do niego pobiegł. Zaczęli rozmawiać, a  chłopak znikł w środku.
- Chyba wszystko okej. - Stwiedziłam, wspinając się po schodach.
- Opowiecie mi na ognisku. - Satyr klepnął mnie w plecy i odbiegł.
- Dzięki za wsparcie. - Mruknłęam,  pukając do drzwi. Weszłam do środka. Chłopak kucał przez sofą, trzymając dziewczynę za rękę.
- Jak z nią? - Spytałam,  siadając w fotelu.
- Dobrze. Chejron powiedział,  że powinna niedługo się obudzić. - Odpowiedział,  nie odrywając wzroku od podłogi.
- To świetnie!- Klasnęłam w ręce, uśmiechając się. - Poczekam z tobą. - Zaproponowałam, wyciągając nogi przed siebie. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Westchnęłam,  siadając na ziemi za Ethanem i zaczęłam zaplatać mu warkoczyli. Spojrzał na mnie dziwnie.
- Nie ruszaj się. - Pouczyłam go, odwracając jego głowę. Przez następne dziesięć minut nic specjalnego się nie działo. Nagle dziewczyna poruszła się i usiadła wyprostowana.
<Kelly? Ethan?>

wtorek, 27 stycznia 2015

Od Ethana Cd Melisa

Przez chwilę siedziałem jak na szpilkach czekając, aż ktoś wyjdzie z Wielkiego Domu. Gdy przez pięć minut nic się nie wydarzyło, nie mogłem wytrzymać i pobiegłem nad jezioro. Siedziałem tak przez chwilę, aż przyszła Melisa i ta dwójka. Córka Hermesa szybko do mnie podbiegła.
- I jak? - spytała.
- Nic nie wiem - odparłem smutno. - Miałem dosyć siedzenia tam, więc przyszedłem.
Dziewczyna westchnęła i usiadła obok mnie.
- Opowiecie nam w końcu co się stało? - spytał Max.
Westchnąłem smutno i opowiedziałem im to. I tak, prędzej czy później, by się dowiedzieli, więc nie miałem nic do stracenia.
- Serio walczyłeś z tyloma potworami? - spytała Emma i spojrzała znacząco na Melisę.
- Mnie tam nie było. Moglibyście spytać Jacka.
Max i Emma spojrzeli po sobie.
- Hej, czy ktoś mnie wołał? - rozległ się wesoły głos gdzieś z oddali.
- Jack! - zawołałem wysilając się na uśmiech. - Chodź, stary.
- Dzieci, jeśli nie wierzycie doświadczonemu półbogowi, to uwierzcie doświadczonemu satyrowi - pouczył ich Jack i zaśmiał się ciepło.
Spoważniał nagle.
- Co z Kelly? - spytał.
Wzruszyłem ramionami.
- Miałem dosyć siedzenia tam i... Myślenia o najgorszym.
Było mi ciężko. Naprawdę zaprzyjaźniłem się z Kelly. Jack również. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale ta głupia mantikora, wszystko zniszczyła. Jeśli Kel umrze,a mantikora się za jakiś czas odrodzi, znajdę ją. Znajdę i zabiję. I będę to robił w kółko. Dopóki starczy mi sił. Dopóki jedna z jakiś cholernych przepowiedni mnie nie zabije, albo nie zrobi tego jakiś potwór! A jeśli Kelly przeżyje... Mantikora nie zazna radości przez długi czas.
- Mam dosyć tego - powiedziałem nagle. - Mam dosyć tego cholernego życia! Tego, że nasi przyjaciele giną, a my stoimy i patrzymy na to i nic nie możemy poradzić! Mam dosyć, słyszycie?! Bycie półbogiem to dar, tak?! Też mi coś. Jeśli tak ma wyglądać moje życie to je zabierzcie i nie oddawajcie!
Po tym potoku słów, który sam mnie zaskoczył schowałem twarz w dłoniach. Zrobiło mi się okropnie. Prawie zacząłem płakać. Prawie.
- Nie mów tak, Ethan - rzekł satyr. - Wymyślimy coś, chłopie.
- Idź sobie z tą pomocą - warknąłem i wstałem. - Mam dość. Odchodzę.
I nie czekając na reakcję innych odbiegłem najszybciej, jak tylko umiałem.

<Melisa, Emma, Max?>

czwartek, 22 stycznia 2015

Od Melisy Cd. Ethana

Szybko wybiegłam z Wielkiego Domu,  kierując sięnw stronę domków. Już z daleka widziałam stojącego przed 13. centaura.
-  Chejronie!- Krzyknęłam,  podbiegając do niego. - Szybko. Musimy iść. Chodzi o Kelly. Ona... - Zaczęłam machać rękami w powietrzu.
- Spokojnie Meliso. Co się stało? - Centaur położył mi dłoń na ramieniu.
- Ona jest zielona. - Wykrztusiłam z siebie.
- Biegnij po Sammiego. - Polecił mi,  po czym odgalopował w stronę Wielkiego Domu. - I zajmij się nimi!- Zawołał, wskazując ręką na dwójkę herosów za mną.
- Ale ja go nie lubię. - Jęknęłam,  nerwowo obgryzając paznokcie.
- Co jest?- Spytał Max.
- Jesteś brudny. - Zauważyłam tylko,  wierzchem dłoni zmazując jakąś plamę na jego czole. - Idźcie...  Gdzieś. Nie wiem. - Zaczęłam wyłamywać palce.
- Ogarnij się!- Zawołała Emma. Ocknęła się dopiero kilka godzin temu,  ale jest spokojniejsza ode mnie. - Ty idź po tego kogoś a my...  Możemy iść pograć w siatkę.
- Yhym. - Max potwierdził skinieniem głowy.
- Okej. Jakby co to zwalcie na mnie. - Rzuciłam im słaby uśmiech,  po czym pobiegłam w stronę sali łuczniczej. Tak. Mamy takie cudo. Wpadłam do środka,  robiąc niezłe zamieszanie.
- SAMMY!- Wydarłam się,  szukając chłopaka wzrokiem.
- Czego chcesz?- Mruknął głos za mną. Odwróciłam się z niesmakiem na twarzy. Nie lubiłam żadnego z dzieci Apolla. Ani samego Apolla. Zapatrzony w siebie bożek.
- Musisz ze mną pójść. - Chwyciłam go za nadgarstek, ciągnąc za sobą. - Nową zatruła mantikora i zrobiła się zielona i...
- Zielona?- Uniósł brwi ze zdziwienia.
- Tak!- Zawołałam. - Zielona. Chejron prosi byś mu pomógł.
- Chodź. - Zaczął biec. Przerwóciłam oczami,  ruszając za nim. Na ganku siedział Ethan,  wpatrując się tępo przed siebie. Sammy od razu wbiegł do środka,  zatrzaskując za sobą drzwi. Usiadłam koło chłopaka,  nie widząc nic lepszego do roboty. Siedzieliśmy tak po prostu. Po kilku minutach pojawiła się dwójka nowych.
- Wyjaśni nam ktoś,  o co chodzi?- Spytała ze spokojem Emma. Szturchnęła Max'a w bok widząc,  że chce coś powiedzieć.
- Wyjaśnię wam. Ale nie tutaj. Przyjdź nad jezioro,  jak się czegoś dowiesz. - Poprosiłam Ethan'a,  który tylko skinął głową. Wstałam,  otrzepując spodnie. - Chodźcie dzieciarnia. Oprowadzę was do końca. - Powoli ruszyłam w stronę domków.
<Ethan? Kelly? Dychasz tam? XD>

Od Ethana Cd Melisa

- Ja? - wskazałem na siebie. - Cóż... Będę podróżował po świecie, pisał książki i takie tam - okręciłem się wokół kolumny śmiejąc się.
- Ciekawe marzenie - stwierdziła Melisa.
- Och, mam ich o wiele więcej - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. - Ale czy uda mi się przeżyć by je wszystkie wykonać, to tego nie wiem.
Dziewczyna trzepnęła mnie w ramię.
- Nie mów tak - zganiła mnie.
- Szkoda, że to prawda - westchnąłem. - Być może gdyby nie Kelly, nie byłoby mnie tu z tobą.
Córka Hermesa nagle zainteresowała się podłogą.
- Lubisz ją, nie? - mruknęła po czym spojrzała na mnie.
- Oczywiście, że... - zawahałem się. - Lubię ją, ale nie tak jak myślisz.
- W końcu spędziłeś z nią dużo czasu - odparła odwracając wzrok.
- Połączyła nas więź, której nie jestem w stanie opisać - zacząłem jej wyjaśniać. - Wcześniej zbytnio nie podobała mi się perspektywa spędzania czasu z dziewczyną, która mogła być śmiertelniczką. Jackowi też nie. Ale potem... To się zmieniło...
Zapadła niezręczna cisza.
- Cieszę się twoim szczęściem, Ethan - powiedziała po chwili Melisa. - Naprawdę.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Jesteś jedyną osobą, przed którą się tak otwarłem - wyznałem.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Naprawdę? A co z Annabeth? Albo Max'em?
Machnąłem lekceważąco ręką.
- Annabeth wiecznie jest z Percy'm, a Max to jeszcze dzieciak. Lubię ich, ale wiesz... To jednak rodzeństwo.
- A my nim nie jesteśmy bo u bogów nie ma DNA - dodała Melisa.
- Dokładnie - pstryknąłem palcami i zacząłem się śmiać. Dziewczyna dołączyła do mnie i śmialiśmy się tak długo, aż nie przerwał nam hałas.
Odwróciłem się w tamtą stronę i to co zobaczyłem napawało mnie strachem. Kelly leżała na łóżku cała zielona... Dosłownie! Jej odcień skóry zmienił się na zieleń!
- Leć po Chejrona - poleciłem Melisie.
Dziewczyna nie zareagowała zapatrzona. Wstałem i potrząsnąłem nią.
- Biegnij po Chejrona! - prawie wykrzyczałem jej do ucha. Pchnąłem ją jeszcze lekko w tył. - Już!
Dziewczyna stała tak jeszcze przez chwilę, ale w końcu wybiegła z Wielkiego Domu.
Podszedłem pod kanapę i przyklęknąłem przed nią. Kelly mamrotała coś i udało mi się wyłapać trzy słowa, którymi były "pingwiny", "nawigacja" i "czekoladowe ciasteczka". Później usłyszałem całe zdanie, które prawdopodobnie powtarzała w kółko: "Pingwiny kupiły nawigację by odnaleźć złożę czekoladowych ciasteczek". Jeśli jakiś mój znajomy byłby upity i powiedziałby to zdanie zacząłbym się śmiać. Ale nie w tej chwili. Chwili w której Kelly, prawdopodobnie umierała.

<Melisa?>

Od Melisy Cd. Ethana

Pozbierałam karty z podłogi, układając je ponownie na stole.
- Trochę szacunku. - Powiedziałam,  głaszcząc je jedną ręką. - Jak się pogniotą,  to Chejron się zorientuje. I będę musiała zmywać po obiedzie. - Mruknęłam,  tasując powoli karty. - Brydż?
- Dobra. - Westchnął,  siadając naprzeciwko mnie. Po kilku minutach i tak gra się zbudziła. Tak jak trzy następne. Chłopak co chwilę zerkał na Kelly,  czekając aż się obudzi.
- To może posiedźmy i po prostu pogapmy się w sufit?- Zaproponowałam,  chowając karty do pudełka i odkładając je na miejsce. Cicho zamknęłam za sobą drzwi. Kiedy wróciłam,  Ethan znowu  pochylał się nad dziewczyną.
- Jeszcze poleży tak z godzinkę. - Poinformowałam go, kładąc się na podłodze. Znowu zapadła cisza. - Co zamierzasz robić potem? - Spytałam,  podkładając ręce pod głowę i poprawiając zerówki. - Po Obozie? Chyba,  że zamierzasz siedzieć tutaj do końca życia.
- Ty pierwsza. - Skinął głową w moją stronę.
- Niech ci będzie. - Wydęłam lekko usta,  zastanawiając się. - Kajakarstwo. W końcu udało mi się ubłagać mamę. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Teraz ty.
<Ethan?>

środa, 21 stycznia 2015

Od Ethana Cd Melisa

Wzruszyłem ramionami.
- Czemu by nie? - odparłem.
Melisa zaczęła tasować.
- W co gramy? - spytała jak skończyła.
- W wojnę? - zaproponowałem.
Skinęła głową. Zaczęła dzielić karty na dwie równe części. Gra się zaczęła.
- Opowiesz coś o twojej przygodzie? - powiedziała dziewczyna uśmiechając się i zabierając karty na swoją stronę.
- Potwory. To jedno słowo wyraża wiele - zaśmiałem się.
- Już została... No wiesz - Melisa zrobiła kolisty ruch nad głową.
Pokręciłem głową.
- Jeszcze nie. Ale chyba już podejrzewam kto jest jest jej boskim rodzicem.
- Kto? - dziewczyna zmarszczyła brwi.
Zebrałem karty.
- Prawdopodobnie Ares.
Córka Hermesa spojrzała na Kelly.
- Nie wygląda - odparła i wzruszyła ramionami.
- O, nie widziałaś jej. Przywaliła mantikorze z pięści!
- Nie za bardzo jej wychwalasz? - spytała.
- Wiem, że żadna dama nie oprze się memu urokowi, ale ty? - zaśmiałem się i dostałem w ramię.
- Ethan! - zganiła mnie, ale po jej twarzy błąkał się cień uśmiechu.
- Dobra. Było tak, że walczyłem z mantikorą. Zmęczony upadłem na ziemię, a miecz wypadł mi z ręki. Wtedy Kelly - wskazałem n a dziewczynę. - Zaczęła biec w moją stronę i rzuciła w stwora patykami by odwrócić jego uwagę to było...
- Szalenie głupie? - dopowiedziała Melisa.
- Chciałem powiedzieć, że bardzo odważne, ale nieważne. Potem przetoczyła się i wylądowała koło mnie. Chwyciła miecz i stanęła na ugiętych nogach. Gdy mantikora dostatecznie się zbliżyła walnęła ją w pysk i zaczęła siekać. W końcu zabiła potwora.
- A ten opatrunek?
- Niestety, mantikora wbiła swój ogon w jej ramię - westchnąłem. - Mam nadzieję, że nic się jej nie stanie.
- Przecież to córka Aresa! To by było niedopuszczalne! - wykrzyczała Melisa i zachichotała.
- Dobra dobra - uśmiechnąłem się. - Wygrałem. - pokazałem jej karty.
- Ym... Wiesz, że gramy w wojnę, a nie w pokera, prawda?
Popatrzyłem na karty.
- Hm... Wielka szkoda - mruknąłem i zrzuciłem je ze stołu. - Zaproponuj inną rozrywkę. Ta mnie znudziła.

<Melisa?>

Od Melisy

Już trzeci raz tego dnia zostałam wezwana do Wielkiego Domu. Jeśli znowu chodzi o jakiegoś herosa, to chyba zwariuję... Wskoczyłam ne werandę i podeszłam do drzwi  Zapukałam i nie czekając na odpowiedź,  weszłam do środka. Panowało tam lekkie zamieszanie. W środku stało chyba z sześciu herosów.  Annabeth zajmowała się Ethanem,  który blady siedział w jednym z foteli. Emma stała kawałek dalej,  przykładając lód do głowy. Najwyraźniej w końcu się ocknęła. Reszta stała gdzieś po kątach,  najwyraźniej zdrowa.  Na sofie leżała jakaś dziewczya. Nad nią pochylał się Chejron, w swojej końskiej postaci, zawiązując jej coś na ramieniu. Odchrząknęłam, podchodząc do niego.
- Pilnuj jej. Ja idę zająć się nową dwójką. - Wyprostował się,  kiwając głową na Emmę. Dziewczyna drgnęła,  odrywając wzrok od ściany. Uśmiechnęłam się do niej, machając lekko. Odpowiedziała tym samym.
- Chodź moja droga. - Zwrócił się do niej Chejron,  kierując się na ganek. Kiedy drzwi się zamknęły,  zapadła  cisza.
- Co was zaatakowało?- Spytałam,  podchodząc do drzwi pokoju centaura. Uchyliłam je lekko, rozglądając się po wnętrzu
- A chcesz w kolejności pojawiania się,  czy alfabetycznej?- Odpowiedział pytaniem na pytanie Ethan.
- Obojętnie. - Wzruszyłam ramionami,  przechodząc przez próg pokoju.
- Nie wchodź tam. - Syknęła Annabeth.
- Moment. - Zawołałam,  otwierając jedną z szuflad biurka i zabierając stamtą karty. Wyszłam,  zamykając cicho drzwi. - Skoro mam tutaj siedzieć,  póki ona się nie ocknie,  to przynajmniej sobie pogram. - Wyjaśniłam,  siadając na ziemi.
- Możesz iść. - Powiedział Ethan. - Ja z nią posiedzę. Lepiej,  jeśli zobaczy kogoś znajomego jak się ocknie. - Wyjaśnił,  wyciągając się w fotelu.
- Nie chce mi się iść na łucznictwo,  szczególnie jak prowadzi je ten chłopak od Apolla. - Skrzywiłam się. - Nie lubi mnie. Możemy przecież zostać we trójkę.
- Ja muszę iść. - Powiedziała córka Ateny. - Do zobaczeniu na ognisku. - Rzuciła,  prawie wybiegając z Wielkiego Domu.
- Fajnie. Chcesz w coś zagrać?- Zwróciłam się do Ethana.
<Ethan?>

wtorek, 20 stycznia 2015

Od Kelly

Biegłam. Biegłam już bez postoju prowadzona przez Jacka - mojego przyjaciela, który okazał się jakimś mitycznym stworem. Satyrem. Za mną mój drugi przyjaciel, Ethan, walczył z jakimś potworem. Kolejnym potworem. Po jakimś czasie, półbóg (jak zaiste się nazwał) przybiegł do nas.
- Mogłeś mi wcześniej powiedzieć - mruknęłam.
- Wybacz - warknął.
Zdziwiłam się jego tonem, ale on po chwili uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Wybacz. Jestem zmęczony. Mam dość potworów.
Wtedy jak na zawołanie ni stąd ni zowąd pojawiła się wielka bestia. Miała ciało lwa, skrzydła nietoperza i ogon skorpiona.
- Cholerne potwory - powiedział Ethan odbiegając. - Cholerna mantikora.
- Szybciej! To już niedaleko! - popędził mnie Jack.
Biegliśmy, a mój przyjaciel dalej walczył z potworem. Po chwili dotarliśmy na wysokie wzgórze.
- Przejdź przez bramę! - zawołał i wskazał na przejście.
Pokręciłam głowa i zaczęłam czegoś szukać. Podniosłam z ziemi długi patyk i złamałam go na pół.
- Co robisz? - spytał satyr.
- Idę mu pomóc - oznajmiłam.
- To nie będzie potrzebne - odparła jakaś dziewczyna.
Odwróciłam się w jej stronę. Była wysoką blondynką i nie była sama. Za nią stało około ośmiu... Herosów?
- Annabeth - powiedział Jack. - Co ty tu robisz?
- Przyszłam na pomoc bratu - odrzekła i wskazała na Ethana.
Wtedy usłyszałam krzyk. Odwróciłam się. Chłopak leżał na ziemi i przyciskał dłoń do piersi. Wtedy zadziałałam impulsywnie. Pobiegłam w jego stronę i cisnęłam przełamanymi gałęziami w stwora. Mantikora - jak nazwał ją Ethan - odwróciła się. Warczała, a z jej pyska kapała biała piana. Zaczęła iść w moją stronę. Przeturlałam się do chłopaka i chwyciłam jego miecz.
- Co ty wyprawiasz?! - prawie krzyknął.
- Pomagam - uśmiechnęłam się do niego. Stanęłam na ugiętych nogach. Prawie klęczałam. Wtedy potwór znów zawrócił. Gdy był już dostatecznie blisko uderzyłam go z całym impetem pięścią w twarz. Mantikora cofnęła się o kilka kroków. Wtedy ja zaczęłam ciąć i dźgać. Ale nie zauważyłam jak ogon leci wprost na moje ramię. Nie krzyknęłam, tylko zaczęłam walczyć bardziej zacięto, aż stwór rozpadł się w pył. Opadłam na ziemię. Dyszałam. Pot spływał mi z czoła. Wzrok był coraz bardziej przymglony, a głosy oddalone.
- Szybko! Ratujcie ją! - to były ostatnie słowa jakie usłyszałam. Nie rozpoznałam głosu. Nie byłam do tego zdolna. Po króciutkiej wewnętrznej walce, pozwoliłam pochłonąć się ciemności.

środa, 14 stycznia 2015

Od Emmy

Przebierając nogami, siedziałam jak na szpilkach,  czekając na dzwonek. Stukałam palcami o blat ławki,  próbując skupić się na słowach nauczycielki od fizyki. Ciepło to... Już jestem myślami gdzie indziej. Dysleksja coraz bardziej dawała o sobie znać. A ADHD osiągnęło już chyba swoje maksimum. Wieczorami nie mogłam usiedzieć w miejscu. W końcu zabrzmiał wyczekiwany dźwięk. Zerwałam się z miejsca,  jednym ruchem wrzuciłam książki do ciemnobrązowej torby a następnym ją zapięłam. Prawie wybiegłam z klasy na korytarz. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę swojej szafki. Wrzuciłam do niej niepotrzebne mi przez weekend książki,  spakowałam natomiast nuty,  którym miałam nauczyć się na poniedziałek. Luzik. Uśmiechając się do siebie , ruszyłam do wyjścia. Wszystko stało się nagle. Wybuch rozbija ścianę przede mną  Wszędzie jest pełno pyłu. Ktoś oberwał kawałkiem cegły i odsuwają go właśnie na bok. Coś wchodzi do szkoły. Wszyscy krzyczą o samochodzie,  jednak to nie jest samochód. Nawet tir. To jakieś zwierzę. Potwór, którym straszy się dzieci.  Dopiero po chwiki rozpoznałam to stworzenie. Minotaur. Najwyraźniej straszono nim małe greckie dzieci. Wielki stwór z głową byka patrzył prosto na mnie. To niemożliwe. Minotaury nie istnieją. Stworzenie zaryczało głośno,  szarżując na mnie. Zadziałałam instynktownie,  odskakując szybko na bok. Potwór przebiegł obok. Aż poczułam jego pot. Fuuj. Śmierdział jak mokry,  wełniany sweter, który ciocia każe mi ubierać na święta.
- Odsuń się!- Wrzasnął ktoś za mną. Kiedy odwróciłam się,  by zobaczyć kto to jest,  spadła na mnie cegła z obrywającego się dachu. Upadłam na ziemię nieprzytomna.
***
Kiedy się ocknęłam, leżałam w jakimś miejscu. Du fuq? Gdzie ja jestem. Nie wygląda mi to na salon ciotki ani sala szpitalna. Ani kostnica... Leżałam na sofie,  przykryta cienkim kocem. W kominku wesoło trzaskał ogień. Kiedy próbowałam się podnieść,  coś spadło z chlupotem na ziemię. Kątem oka wychwyciłam jakiś ruch. Dziewczyna,  śpiąca spokojnie w fotelu,  poruszyła się niespokojnie przez sen. Kiedy pochyliłam się,  by zobaczyć co spadło,  straciłam równowagę,  upadając na ziemię. Dziewczyna obudziła się, rozglądając dookoła.
- Wstałaś już. - Uśmiechnęła się,  podchodząc do mnie powoli.
- Nie podchodź! - Zerwałam się na nogi,  przez co cały pokój zawirował mi przed oczami niczym kolejka górska. Opadłam z powrotem na fotel,  walcząc z mdłościami. Drzwi się otworzyły i wjechał jakiś facet na wózku. Za nim szła wysoka białowłosa dziewczyna,  ubrana w pomarańczowy podkoszulek i czarne,  krótkie spodenki. W ręce miała łuk,  a przez plecy przewieszony kołczan pełen strzał.
- Spokojnie. Melisa. Odejdź. - Poprosił facet na wózku, podjeżdżając do mnie. Było w nim coś uspokajającego. Podobnie w dziewczynie,  choć ona raczej nie była zadowolona,  że musi tu być. Obok niej stał całkiem pies, przypominający wyglądem wilka, przyglądający mi się w skupieniu. Dziewczyna z fotela - Melisa,  wyszła.
- Jak się czujesz dziecko?- Spytał mężczyzna. Miał na sobie tweedową marynarkę i śmieszną brodę.
- Gdzie ja jestem?- Odpowiedziałam pytaniem,  ale wyszedł raczej dziwny bełkot.
- Musiała się mocno uderzyć. - Stwierdziła dziewczyna,  uderzając palcami o przedramię. - Idę Chejronie. Mam ważniejsze sprawy,  niż siedzenie tutaj. - Powiedziała oschle,  po czym zacmokała,  klepiąc się w nogę. Pies od razu na nią spojrzał. Oboje wyszli,  zostawiając nas samych.
- Prześpij się jeszcze dziecko. I nie bój się. Tutaj jesteś bezpieczna. - Powiedział mężczyzna, uśmiechając się lekko. Odpowiedziałam tym samym,  choć nie wiem,  czy mi wyszło. Nie wiem czemu,  ale mu ufałam. Położyłam się,  po czym zapadłam w sen.