środa, 14 stycznia 2015

Od Emmy

Przebierając nogami, siedziałam jak na szpilkach,  czekając na dzwonek. Stukałam palcami o blat ławki,  próbując skupić się na słowach nauczycielki od fizyki. Ciepło to... Już jestem myślami gdzie indziej. Dysleksja coraz bardziej dawała o sobie znać. A ADHD osiągnęło już chyba swoje maksimum. Wieczorami nie mogłam usiedzieć w miejscu. W końcu zabrzmiał wyczekiwany dźwięk. Zerwałam się z miejsca,  jednym ruchem wrzuciłam książki do ciemnobrązowej torby a następnym ją zapięłam. Prawie wybiegłam z klasy na korytarz. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę swojej szafki. Wrzuciłam do niej niepotrzebne mi przez weekend książki,  spakowałam natomiast nuty,  którym miałam nauczyć się na poniedziałek. Luzik. Uśmiechając się do siebie , ruszyłam do wyjścia. Wszystko stało się nagle. Wybuch rozbija ścianę przede mną  Wszędzie jest pełno pyłu. Ktoś oberwał kawałkiem cegły i odsuwają go właśnie na bok. Coś wchodzi do szkoły. Wszyscy krzyczą o samochodzie,  jednak to nie jest samochód. Nawet tir. To jakieś zwierzę. Potwór, którym straszy się dzieci.  Dopiero po chwiki rozpoznałam to stworzenie. Minotaur. Najwyraźniej straszono nim małe greckie dzieci. Wielki stwór z głową byka patrzył prosto na mnie. To niemożliwe. Minotaury nie istnieją. Stworzenie zaryczało głośno,  szarżując na mnie. Zadziałałam instynktownie,  odskakując szybko na bok. Potwór przebiegł obok. Aż poczułam jego pot. Fuuj. Śmierdział jak mokry,  wełniany sweter, który ciocia każe mi ubierać na święta.
- Odsuń się!- Wrzasnął ktoś za mną. Kiedy odwróciłam się,  by zobaczyć kto to jest,  spadła na mnie cegła z obrywającego się dachu. Upadłam na ziemię nieprzytomna.
***
Kiedy się ocknęłam, leżałam w jakimś miejscu. Du fuq? Gdzie ja jestem. Nie wygląda mi to na salon ciotki ani sala szpitalna. Ani kostnica... Leżałam na sofie,  przykryta cienkim kocem. W kominku wesoło trzaskał ogień. Kiedy próbowałam się podnieść,  coś spadło z chlupotem na ziemię. Kątem oka wychwyciłam jakiś ruch. Dziewczyna,  śpiąca spokojnie w fotelu,  poruszyła się niespokojnie przez sen. Kiedy pochyliłam się,  by zobaczyć co spadło,  straciłam równowagę,  upadając na ziemię. Dziewczyna obudziła się, rozglądając dookoła.
- Wstałaś już. - Uśmiechnęła się,  podchodząc do mnie powoli.
- Nie podchodź! - Zerwałam się na nogi,  przez co cały pokój zawirował mi przed oczami niczym kolejka górska. Opadłam z powrotem na fotel,  walcząc z mdłościami. Drzwi się otworzyły i wjechał jakiś facet na wózku. Za nim szła wysoka białowłosa dziewczyna,  ubrana w pomarańczowy podkoszulek i czarne,  krótkie spodenki. W ręce miała łuk,  a przez plecy przewieszony kołczan pełen strzał.
- Spokojnie. Melisa. Odejdź. - Poprosił facet na wózku, podjeżdżając do mnie. Było w nim coś uspokajającego. Podobnie w dziewczynie,  choć ona raczej nie była zadowolona,  że musi tu być. Obok niej stał całkiem pies, przypominający wyglądem wilka, przyglądający mi się w skupieniu. Dziewczyna z fotela - Melisa,  wyszła.
- Jak się czujesz dziecko?- Spytał mężczyzna. Miał na sobie tweedową marynarkę i śmieszną brodę.
- Gdzie ja jestem?- Odpowiedziałam pytaniem,  ale wyszedł raczej dziwny bełkot.
- Musiała się mocno uderzyć. - Stwierdziła dziewczyna,  uderzając palcami o przedramię. - Idę Chejronie. Mam ważniejsze sprawy,  niż siedzenie tutaj. - Powiedziała oschle,  po czym zacmokała,  klepiąc się w nogę. Pies od razu na nią spojrzał. Oboje wyszli,  zostawiając nas samych.
- Prześpij się jeszcze dziecko. I nie bój się. Tutaj jesteś bezpieczna. - Powiedział mężczyzna, uśmiechając się lekko. Odpowiedziałam tym samym,  choć nie wiem,  czy mi wyszło. Nie wiem czemu,  ale mu ufałam. Położyłam się,  po czym zapadłam w sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz