Wzruszyłem ramionami.
- Czemu by nie? - odparłem.
Melisa zaczęła tasować.
- W co gramy? - spytała jak skończyła.
- W wojnę? - zaproponowałem.
Skinęła głową. Zaczęła dzielić karty na dwie równe części. Gra się zaczęła.
- Opowiesz coś o twojej przygodzie? - powiedziała dziewczyna uśmiechając się i zabierając karty na swoją stronę.
- Potwory. To jedno słowo wyraża wiele - zaśmiałem się.
- Już została... No wiesz - Melisa zrobiła kolisty ruch nad głową.
Pokręciłem głową.
- Jeszcze nie. Ale chyba już podejrzewam kto jest jest jej boskim rodzicem.
- Kto? - dziewczyna zmarszczyła brwi.
Zebrałem karty.
- Prawdopodobnie Ares.
Córka Hermesa spojrzała na Kelly.
- Nie wygląda - odparła i wzruszyła ramionami.
- O, nie widziałaś jej. Przywaliła mantikorze z pięści!
- Nie za bardzo jej wychwalasz? - spytała.
- Wiem, że żadna dama nie oprze się memu urokowi, ale ty? - zaśmiałem się i dostałem w ramię.
- Ethan! - zganiła mnie, ale po jej twarzy błąkał się cień uśmiechu.
- Dobra. Było tak, że walczyłem z mantikorą. Zmęczony upadłem na ziemię, a miecz wypadł mi z ręki. Wtedy Kelly - wskazałem n a dziewczynę. - Zaczęła biec w moją stronę i rzuciła w stwora patykami by odwrócić jego uwagę to było...
- Szalenie głupie? - dopowiedziała Melisa.
- Chciałem powiedzieć, że bardzo odważne, ale nieważne. Potem przetoczyła się i wylądowała koło mnie. Chwyciła miecz i stanęła na ugiętych nogach. Gdy mantikora dostatecznie się zbliżyła walnęła ją w pysk i zaczęła siekać. W końcu zabiła potwora.
- A ten opatrunek?
- Niestety, mantikora wbiła swój ogon w jej ramię - westchnąłem. - Mam nadzieję, że nic się jej nie stanie.
- Przecież to córka Aresa! To by było niedopuszczalne! - wykrzyczała Melisa i zachichotała.
- Dobra dobra - uśmiechnąłem się. - Wygrałem. - pokazałem jej karty.
- Ym... Wiesz, że gramy w wojnę, a nie w pokera, prawda?
Popatrzyłem na karty.
- Hm... Wielka szkoda - mruknąłem i zrzuciłem je ze stołu. - Zaproponuj inną rozrywkę. Ta mnie znudziła.
<Melisa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz